gofer
23-06-2009, 23:06
Witajcie koledzy.... Nie długo korzystałem z forum a tu zaraz, kto wie, będę chyba zmuszony do zmiany autka :(
Mondzie w końcu zawiódł na całej linii, w trasie w święta 120 km przed celem padł mi silnik.
A było to tak...
Mniej więcej od tygodnia silnik wpadał w małe wibracje przy większych obrotach, pomyślałem że po urlopie zajade do mechanika sprawdzić co to może być. Nie bacząc na to wyjechałem z Wrocławia o 4 rano, zalałem Verve do pełna i hajda :)
Po mniej więcej 150/200 km coś zaczęło stukać w dole silnika w okolicach kabiny, zatrzymałem się na stacji sprawdziłem wszystkie płyny i olej, wszystko było ok. Autko ciągnęło aż miło tylko ten stukot, im szybciej się jechało to jakby trochę mniej stukał.
Po przejechaniu 320 km od Wrocławia przy wyprzedzaniu coś mi perd***ło w silniku, na szczęście dojechałem na luzie. Zgasiłem, poczekałem chwilę i odpaliłem jeszcze raz, coś mi strasznie waliło w silniku, więc go szybko wyłączyłem. Przygoda skończyła się dojazdem do mechanika na lawecie. Laweciarz połamał zderzak i urwał tylny hak (przedniego już nie było ;) Ale to mało ważne, mechanik powiedział, że woli się tego nie dotykać ;/
Więc powrót do Wrocławia na lawecie... Mój mechanik we Wrocławiu powiedział, że prawdopodobnie panewka pod korbowodem padła i że silnik do wymiany :( cios poniżej pasa :/
Zawiozłem jeszcze do znajomego, ten rozkręcił cały silnik i tam się stało coś mało spotykanego, oczom mechanika ukazał się pęknięty wał korbowy o_O
Teraz właśnie się zastanawiam co robić? Czy zmieniać silnik czy sprzedać tak jak stoi? Koszt naprawy to ok 2-2,5 tys. zł :wall:
Jak myślicie co zrobić najlepiej?
Dodam, że mam MKII kombi 97 rok, klima, alu (nowe w garażu, jeszcze niezakładane ;/)
Pozdrawiam
Mondzie w końcu zawiódł na całej linii, w trasie w święta 120 km przed celem padł mi silnik.
A było to tak...
Mniej więcej od tygodnia silnik wpadał w małe wibracje przy większych obrotach, pomyślałem że po urlopie zajade do mechanika sprawdzić co to może być. Nie bacząc na to wyjechałem z Wrocławia o 4 rano, zalałem Verve do pełna i hajda :)
Po mniej więcej 150/200 km coś zaczęło stukać w dole silnika w okolicach kabiny, zatrzymałem się na stacji sprawdziłem wszystkie płyny i olej, wszystko było ok. Autko ciągnęło aż miło tylko ten stukot, im szybciej się jechało to jakby trochę mniej stukał.
Po przejechaniu 320 km od Wrocławia przy wyprzedzaniu coś mi perd***ło w silniku, na szczęście dojechałem na luzie. Zgasiłem, poczekałem chwilę i odpaliłem jeszcze raz, coś mi strasznie waliło w silniku, więc go szybko wyłączyłem. Przygoda skończyła się dojazdem do mechanika na lawecie. Laweciarz połamał zderzak i urwał tylny hak (przedniego już nie było ;) Ale to mało ważne, mechanik powiedział, że woli się tego nie dotykać ;/
Więc powrót do Wrocławia na lawecie... Mój mechanik we Wrocławiu powiedział, że prawdopodobnie panewka pod korbowodem padła i że silnik do wymiany :( cios poniżej pasa :/
Zawiozłem jeszcze do znajomego, ten rozkręcił cały silnik i tam się stało coś mało spotykanego, oczom mechanika ukazał się pęknięty wał korbowy o_O
Teraz właśnie się zastanawiam co robić? Czy zmieniać silnik czy sprzedać tak jak stoi? Koszt naprawy to ok 2-2,5 tys. zł :wall:
Jak myślicie co zrobić najlepiej?
Dodam, że mam MKII kombi 97 rok, klima, alu (nowe w garażu, jeszcze niezakładane ;/)
Pozdrawiam